czwartek, 13 listopada 2008

nasz 11 listopada :)










Kolejny wolny dzień w polskim kalendarzu. I bardzo dobrze - można się wybrać na "ponadplanowy" rodzinny spacer. A skoro nad morzem mieszkamy, był to świetny pretekst do tego, by przypomnieć Zarazkowi jak Bałtyk jesienią wygląda, no i przy okazji ptactwo dokarmić ;) Pogoda dopisała, wiało tylko (jak zwykle u nas) ale to właściwie drobiazg taki. Zgodnie z planem łabędzie dokarmiliśmy (Zarazek przy okazji też się suchym chlebem dla łabędzi przeznaczonym dokarmił, tak bardzo jej smakowało, że zastanawiam się, czy nie zacząć karmić tak Haniutka na codzień ;) ), na bliższą znajomość nie odważyliśmy się coby Zarazka do spacerów nie zniechęcić. Haniutek zadowolony, bardzo podobały jej się nie tylko łabędzie, ale i mewy - podejrzewam, że dlatego, że tak dużo hałasu robią :) No i było dziecko niepocieszone, że Rodzice nie pozwolili się wykąpać - przecież latem pozwalali ;)
I tylko Matka Zarazkowa w depresję wpadła jak fotki zobaczyła. Jejuuuu...Gdzie moje piękne, bujne, gęste przedślubne i przed-zarazkowe włosy?!?!?!Do fryzjera się muszę wybrać...Albo w wietrzne dni z domu nie wychodzić :/ Jak nie ma wiatru jakoś lepiej wyglądają.... Ehh....starość, nie ma to tamto...

Teraz mi się pomyślałao, że ja włosy gubię, a Zarazkowi rosną. Czyli wszystko w rodzinie zostaje. Żeby się tylko tak samo z zębami nie porobiło :P

2 komentarze:

Anett pisze...

Oj jak pięknie nad tym morzem!!! A jeśli chodzi o włosy - to chyba duży problem szczególnie matek karmiących, ja też pozbywam się mojego upierzenia, co mnie wcale nie cieszy:-(

Gosia z Młodzieżą :) pisze...

To prawda...Dlatego podjęłam męską decyzję i dziś o 11.00 będę zmieniać fryzurkę. Skracać znaczy. Przynajmniej do wiosny ;)