czwartek, 30 grudnia 2010

z cyklu: pogawędki z Zarazkiem :)

- Mamo, pomóz mi załozyć faltusek i zawiąz mi na kokaldkę - poprosiła Hania - będę gotowalką
- ?!?
- No taką panią co gotuje jedzenie
- Kucharką będziesz? - upewniam się
- O właśnie, kuchalką będę, mamo

:)

rozwiązanie zagadki :)

Żeby było uczciwie - teraz rozwiązanie zagadki z poprzedniego wpisu

- Co Haniu napisałaś Hubertowi?
- Napisiałam ze Mikołaj pyniósł mi buzećkę i pódnićkę i wsystko napisiałam co od Mikołaja dostałam

Tak więc Hubertku kochany nie wygrałeś nagrody głównej, przykro mi bardzo :(

Ale weekendowa wspólna zabawa i tak Was czeka - niestety dopiero jakoś w styczniu

wtorek, 28 grudnia 2010

WIADOMOŚĆ OD HANI DLA HUBERTA

- Mama, daj mi napisiać litelki, chcę napisiać wiadomość dla Hubelta

Mówisz - masz, córeczko. Oto wiadomość dla Huberta. Od Hani. Samodzielnie napisana :)

exzsxcdssdmgffhhgbtjgkyy12234ytw12qqeertsfmbcxvssdfghjkllkhrfssdfhll;,kjggfdhgghggtguyyuuiiuuudghjhgtrewtutrtt
dttttttttttttyytykkkkkkkgfffwsaaaswwwfff deddd fggtt345dffertxcxnm,///fghsshawertyuop[

zddfghhtttytrrtyyyyyzxasdsfkk dfg vb@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@
@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@@

decezfasdasdddddddddddddswwdsssdssesxzzzz


A teraz test:
Hubert, co napisała do Ciebie Hania? Do wygrania wspólna weekendowa zabawa z Hanią ;P

niedziela, 26 grudnia 2010

Wesołych Świąt!




Posted by Picasa

ubieramy choinkę - Święta tuż tuż...

W naszym domu ubieraliśmy choineczkę - maluśką. Ubieranie choinki z prawdziwego zdarzenia odbywało się u babci Lucynki.
Strój głównej projektantki wyglądu naszego "drzewka" pominę - odkąd w przedszkolu Hania zrobiła się bardzo samodzielna w zakresie ubierania/rozbierania, przestałam nadążać za jej ubiorem i stylizacją.


Rozpędzamy się - wieszamy pierwsze bombki



- Haniu, ale dlaczego wieszasz po 2 bombki na jednej gałązce?
- Mamo, bo to są kolegi i musą być lazem, jak kolegi!



I efekt końcowy :) Na choince zawisły nawet moje korale - Hania stwierdziła, że bardzo pasują do łańcuszka i będą "penkie" [pięknie] wyglądały. Więc wiszą :)




Wojtek też był bardzo zainteresowany. Podobało mu się :)


Wojtuś - 2 miesiące





Wojtek 2-miesięczny uśmiecha się coraz więcej, uwielbia przytulać się do piersi, wodzi wzrokiem za osobami i przedmiotami, które go interesują, rozmawia ze zwierzątkami z karuzeli zawieszonej nad łóżeczkiem, próbuje też nawiązywać "rozmowę" z nami więc tak sobie "gugamy" radośnie ;).
Po szpitalu niestety "popsuł się" z samodzielnym zasypianiem w swoim łóżeczku, tyle czasu miał mamę na wyłączność że zdążyło mu się to bardzo spodobać ;)
Niezmiennie uwielbia spacery i bez problemu zasypia w wózku, śpi nawet ponad 3 godziny jeśli tylko wózek jest w ruchu. Skończyła się za to taryfa ulgowa dla mamy jeśli chodzi o spanie w domu - robi sobie krótsze drzemki (ok. godziny) a nieco częściej, wydłuża też czasy czuwania.
Uwielbia się kąpać, ale to praktycznie od samego urodzenia. Teraz kąpiel pozwala zażegnać nawet kryzys i wrzask związany z przedkolacyjnym głodem :)

w sumie to...podobni?

Posted by Picasa

poniedziałek, 20 grudnia 2010

...

- Mamo, a kiedy znowu pódzies do pitala? - pyta Hania
- Mam nadzieję, że już nigdy - odpowiadam
- A dlaczego pytasz? Tęskniłaś za nami? - próbuję zgłębić temat
- Nie tenkniłam - odpowiada córka
- Ja za Tobą tęskniłam bardzo... Dlaczego w takim razie tak dopytujesz, kiedy do szpitala pójdę? - próbuję ostatecznie rozwikłać zagadkę
- Bo jak byłaś w pitalu to ja mogłam śpić [spać] z tatą a nie w moim łóziećku, a ja lubię z tatą śpić - odpowiada Hania


Proste, prawda? A ja tu z jakimiś tęsknotami wyskakuję, matka naiwna ;)

niedziela, 19 grudnia 2010

zabawa choinkowa

W czwartek Hania brała udział w pierwszej w tym sezonie zabawie choinkowej - organizowanej przez taty zakład pracy. Mamy praca bardzo kuleje w tym zakresie niestety, więc Hanię czeka jeszcze tylko zabawa w przedszkolu.

Hania wróciła bardzo zadowolona. Przebrała się jak widać jako jedyna.

- Calownicą będę - oświadczyła babci jakieś 2 dni przed zabawą
- O, to coś mi wyczarujesz fajnego - babcia z nadzieją w głosie ;)
- Babcia, nie calodziejką tylko calownicą będę. CA-LOW-NI-CĄ mówię!


I była. Nasza "calownica" w pełnej krasie







Kotka Hania sobie zażyczyła mieć na buźce. Pomyśleć tylko, że jeszcze 2 lata temu nie dała sobie namalować nawet biedronki na rączce, o malowaniu twarzy już nie wspominając :)

Zmycie tego kotka to było mistrzostwo świata.
- Koootka mojego cę, ja cę koootka, buuuuu.....Kotek mój kochany, nie ma jus mojego kooootka, buuuu... - z łazienki podczas kąpieli dochodziło takie wycie, jakby jej ten kotek zdechł albo conajmniej poważnie zachorował. Dała się uspokoić dopiero obietnicą, że jeszcze pójdziemy do tej sali zabaw i poprosimy panią, żeby jeszcze jeden obrazek na Haniutkowej buźce namalowała.
Ech.


miało być super rodzinne zdjęcie

Okazało się jednak, że oboje mamy zbyt krótkie ręcę żeby ująć naszą czwóreczkę w kadrze ;)







Przynajmniej tatuś z przychówkiem się udał :P


102-gi Dalmatyńczyk


Posted by Picasa

polowanie na uśmiechy :)




Posted by Picasa

sobota, 18 grudnia 2010

z cyklu: pogawędki z Zarazkiem :)

Babcia pokazuje Hani zapisana kartkę.
- A co to jest? - pyta
- Mapa skarbów - odpowiada Hania
- Jasne. A dokąd ta mapa prowadzi? - kontynuuje babcia
- ... - Hania się zastanawia
- No, gdzie piraci chowają swoje skarby? - próbuje pomóc babcia
- W kieseni! - odpowiada Zarazek zadowolony :)

czwartek, 16 grudnia 2010

z cyklu: pogawędki z Zarazkiem :)

Godzina 6.00, Hania wchodzi do mnie do pokoju i od progu:
- Mama, a jak będę duza to pupiś mi taki duzy lowel jak wy macie?
- Rower? Tak kochanie, jak będziesz duża będziesz miala duży rower - odpowiadam zaspana
- I skapepki mama tez. Takie duze skapepki jak ty mama chodzis w domu tez mi pupiś?

Marzenie trzylatki: duży rower i duże skarpetki :D

poniedziałek, 13 grudnia 2010

nareszcie w domu!

Dziś wróciliśmy z Wojtkiem ze szpitala. Chłopczyk zdrowy, reszta rodziny bardzo za sobą stęskniona :)
Chociaż tak szczerze powiedziawszy odkąd Wojtuś poczuł się dobrze fajnie nam było w szpitalu - prawie jak na wczasach ;) - cieszę się bardzo że wreszcie jesteśmy w komplecie.

Dla porządku - podczas tego szpitalnego tygodnia Wojtek przybrał 200 g (!), chętniej się uśmiecha, przyzwyczaił się do stałej obecności mamy i piersi ;) i przestał spać sam w łóżeczku. Ehh... Damy radę, wrócimy powoli do stanu wyjściowego :)

wtorek, 7 grudnia 2010

szpital

W czwartek Wojtek zakaszlał - zaplanowałąm lekarza na piątek, jednak ani w nocy ani w piątek w ciągu dnia kaszel się nie pojawił - lekarza odpuściłam.
W nocy z piątku na sobotę znowu kaszel, w sobotę katar się dołączył - szukałam dyżurnego pediatry jednak akurat nie było nikogo, stwierdziłam więc, że z katarem i małym kaszlem wytrzymamy do niedzieli bez problemu. Wojtek więcej spał i mniej jadł, ale przy przeziębieniu to przecież normalne.
W nocy z soboty na niedzielę zagorączkował do 38,5 - na chwilę, potem spadła temperatura sama i dalej w granicach 37,1 - 37,4 się trzymało, więc zasadniczo ok. W niedzielę katar jakby odpuścił, Wojtek pokasływał trochę, jednak ze względu na ten nocny skok temperatury uparłam się, że jedziemy do lekarza żeby się upewnić, że to tylko przeziębienie i żeby jakiś syropek dostać czy coś podobnego.
Pojechaliśmy. Już kiedy lekarz go osłuchiwał podejrzewałam, że coś jest nie tak - trwało to bardzo długo, Wojtek bardzo płakał, nie dawał się niczym uspokoić, dopiero przy piersi przestał płakać i można było spokojnie osłuchać go jak należy.
Diagnoza powaliła mnie na kolana i kompletnie zaskoczyła: dostaliśmy skierowanie do szpitala, Wojtek ma zapalenie płuc. Lekarz kazał nam jechać natychmiast, nawet nie mogliśmy jechać do domu żeby zabrać potrzebne dokumenty i spakować rzeczy.

W Izbie Przyjęć lekarz potwierdził poprzednią diagnozę, a ja już widziałam że jego stan się pogarsza z chwili na chwilę. Szybka oczywista decyzja - Wojtek zostaje w szpitalu, ja razem z nim.

Noc była bardzo ciężka, budził się co 15-20 min do jedzenia, męczył się przeokrutnie więc zasypiał po kilku łykach. Zaczął mieć duszności. Wysycenie tlenem 82% (dobrze byłoby 98 - 100%). Bardzo się bałam, bardzo.

W poniedziałek po wykonaniu zdjęcia okazało się, że Wojtek ma masywne zapalenie płuc, praktycznie całe prawe płuco zajęte.

Ale jak to dziecko - szybko choroba się rozwija i równie szybko reaguje na leczenie. W poniedziałek po południu zaczęła być widoczna poprawa i teraz z godziny na godzinę jest coraz lepiej. Dostaje leki, inhalacje i zdrowieje chłopczyk przepięknie.

Jeszcze gdyby tylko wenflony dłuzej trzymały się w żyle... Żyłki chłopiec ma słabe, przy przyjęciu kłucie zabrało jakąś godzinę, myślałam że nie dam rady słuchać tego jego płaczu. A do dziś ma już 3. igłę założoną, katastrofa :(


Oj przyznaję, że ciężkie to dla nas doświadczenie - Hania praktycznie nie chorowała, a ten maluch już tak poważnie :/
Dla mnie jakaś osobistą porażką jest to, że wcześniej nie wychwyciłam choroby - chociaż lekarz twierdził, ze bardzo mozliwe jest ze choroba tak szybko się odpiątku rozwinęła.

Teraz będzie juz tylko lepiej.
Napewno.
Bo tęsknimy za sobą bardzo - my z Wojtkiem za tatą i Hanią, a oni za nami.

Jeszcze troszkę i będziemy w domku. W komplecie. Zdrowi.