niedziela, 31 sierpnia 2008

po wizycie u Dziadków
















Dziś wróciliśmy z wyjazdu - odwiedzaliśmy Hani Dziadków. Było - jak wyżej: szaleństwa z Rodzicami (dziadkowie mają suuuuper łoże w sypialni ;) ), spacery (bo pogoda dopisała), (s)tresowanie psa i tańce ;) Wyjazd udany jednym słowem. Kolejna wizyta - za jakieś 3 tygodnie

czwartek, 28 sierpnia 2008

inwazja żab ;)



Hania dostała w spadku po Hubercie płaszczyk przeciwdeszczowy. Uroczy :) Jednak Zarazek nie potrafił jeszcze docenić jego walorów, więc Tato postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i udowodnić, że taki płaszczyk to szczyt marzeń. Podziałało średnio, jednak widok - bezcenny :) A Handzi kupiliśmy do kompletu żółte kalosze - jesienne pluchy już nam nie straszne :)

samodzielność - odsłona 2


Brak logicznego myślenia, którym się dotychczas wykazywałam, mogę wytłumaczyć tylko zakochaniem bez pamięci ;) W Zarazku oczywiście :P No bo skoro Handzia je nektaryny gryząc z całości, je kanapeczki, podjada biszkopty, chrupki i chlebki ryżowe i różne inne rzeczy, to po co rozdrabniam jej dodatkowo obiady...?Rozdrabniałam znaczy, bo dzisiaj wreszcie poszłam po rozum do głowy i zakumałam że bez sensu postępuję. Tak więc dzisiaj Zarazek miał obiad dorosły, jak na roczniaka przystało. Matka zakupiła talerzyk i podała dziecku - w jednej części pokrojone mięsko, w drugiej - ziemniaczki, w trzeciej - gotowane różyczki kalafiora i brokułów. I co? I nie było zabawy, rozwalania i walki z Dzieciakiem żeby zjadł obiad. Hanka zasiadła, popatrzyła, podotykała i zjadła. Sama. Troszkę rączką, troszkę widelczykiem, ale było pięknie. I czysto ;)

Ehh, głupia Matka, głupia ;)

wtorek, 26 sierpnia 2008

i bez łaski


Zarazek miał chęć cosik przegryźć, chodził więc po domu swoim głośnym "mniammm!" domagając się czegoś pysznego. Rodzice jakoś uwagi na Haniutka nie zwracali, więc dziecko postanowiło poradzić sobie samo chwytając co tam miało pod ręką i co w miarę znajomo wyglądało. Na nektarynkę trafiło. I tak to bez łaski - zjadła Hania jakieś 3/4 owoca. No bo ileż można prosić?

A swoją drogą - czyż nie wygląda dorośle jedząc w ten sposób? Chyba muszę wreszcie zaakceptować fakt, że uż nie mam niemowlaczka w domu :D

poniedziałek, 25 sierpnia 2008

samodzielność





Do samodzielności dążymy już od niemowlaka - przynajmniej Zarazek dąży. Tak sobie myślę, że daje jej to poczucie niezależności :) Więc jak wyżej - ostatnim hitem jest samodzielne jedzenie. Zwykle obiadów - po śniadaniach szybciutko szykujemy się na spacer więc nie ma czasu na gruntowne szorowanie Zarazka, kolację zaś trzeba zjeść w całości dla spokojniejszego przespania nocy, tak więc Matka pozwala Zarazkowi na jedzenie obiadu. Samodzielne. W sposób, jaki Zarazkowi akurat wpadnie do głowy. Jest więc jedzenie łyżką, mniejszą łyżką, widelczykiem, rączką, a potem sprawdzanie, czy na obiad grawitacja też oddziałuje. Skutki są różne - jak widać. Zwykle...hmm...zaskakujące - dla Taty głównie. Bo Tato Haniową samodzielność (a raczej jej efekty) przyjmuje z pewną dozą niedowierzania i lęku. I trochę ma rację ;) Matka zaś dzielnie zęby zaciska i daje dziecku się wykazać. No bo kiedy ma się nauczyć - na studiach? ;P

niedziela, 24 sierpnia 2008

17 sierpnia 2007 r









Tak było rok temu (no troszkę więcej niż rok), 17.08.2007 r. Tak naprawdę to wtedy wszystko się zaczęło. Chociaż nie, zaczęło się 9 miesięcy wcześniej ;), ale to właśnie sierpień przyniósł prawdziwą rewolucję w naszym życiu - od tamtej pory już nic nie jest takie samo :) Przy czym nie twierdzę, że są to zmiany na gorsze - to po prostu zmiany "na inaczej"

Minął rok, a pamiętam jakby to było wczoraj - obchód, potem decyzja o cc, telefon do M. i do Rodziców że za godzinę już zobaczymy się z Hanią i płacz mojej Mamy w słuchawce - ze szczęścia. I oczekiwanie na wodę, bo awaria była a bez wody zabiegu nie mogli wykonać ;)
I lęk ogromny, kiedy zza parawanu w trakcie zabiegu słyszałam zdenerwowane głosy lekarzy: no nie mogę, k... nie damy rady jej wyciągnąć, szybciej bo nam się udusi...
I oczekiwanie na pierwszy krzyk i ulgę ogromną, kiedy Zarazek zaskrzeczał słabym głosikiem ale jednak :)
I uczucie "zapadania się", kiedy ciśnienie leciało w dół bo podczas cięcia naruszone zostało któreś z większych naczyń krwionośnych - ale nie bałam się tylko byłam szczęśliwa, że Hania jest zdrowa, to wtedy po raz pierwszy nie myślałam, co będzie ze mną.
I pierwsze przystawienie do piersi, kiedy pomyślałam: o co tyle krzyku, jaki ból brodawek? Przecież karmienie to sama przyjemność (moje poglądy zweryfikowane zostały już wieczorem tego samego dnia, bolało jak skurczybyk :P)

Minął rok - tak wiele a zarazem tylko mgnienie... Mam nadzieję, że te wspomnienia będą ze mną do ostatniej sekundy - są takie piękne!

czwartek, 21 sierpnia 2008

mistrzyni w obijaniu i kiepski nastrój

Mistrzyni w obijaniu się, niestety. Się o meble - jeszcze bardziej niestety :( Odkąd Zarazek zaczął chodzić, a robi to bardzo nieostrożnie jeszcze i na domiar złego stara się poruszać bardzo szybko, narażony jest na kontuzje wszelkie o wiele bardziej niż przeciętny człowiek ;) A ponieważ Hanka - zwykle pogodna i uśmiechnięta - dzisiaj miała dzień pt. płacz dobry na wszystko, na efekty długo czekać nie musieliśmy. I jeszcze ten katar - katastrofa na całej linii :(


Wieczorem Zarazek wyglądał tak



A cały dzień był taki


Dobrze, że miałam dzisiaj jakieś nieznane mi dotąd pokłady anielskiej cierpliwości, bo inaczej ciężko by było...

osa i inne ukłucia ;)

Matka bardzo się starała,jednak mimo tego Zarazek miał pierwsze spotkanie z żądlącym owadem :( Całe szczęście poza bólem nic złego się nie działo.

No i zaszczepiona dzisiaj Hania - to ukłucie też bardzo dzielnie zniosła :) A waży 12.120 i mierzy 75 cm - kluseczka znaczy ;)

środa, 20 sierpnia 2008

podróż

dzisiaj nie był zwykły dzień - nie było spaceru, za to był wyjazd. Do Szczecina. Co nie zdarza się często bo i nie często zabieramy Hanię na takie przejażdżki - zwykle więcej jest z tych wyjazdów Zarazka marudzenia niż radości ;) Dzisiaj jednak było inaczej, ale może to dlatego, ze i cel wyjazdu był szczytny - Hania była popatrzeć jak Rodzice krew oddają. Bo Mama i Tato postanowili zrobić coś dobrego i zostać honorowymi dawcami szpiku kostnego. Mam nadzieję, że Zarazek dumny będzie, że takich Rodziców ma ;)

Podróż upłynęła tak:




A w drodze powrotnej - baraszkowanie za kierownicą w oczekiwaniu na prom :)



film w kiepściutkiej jakości bo komórką nagrywany niestety... :(



szelki



to chyba najlepsze co można było wymyślić :) Zarazek na uwięzi a i rodzicielskie plecy odpoczywają - takie proste a zarazem takie fajne :) chyba jakiś hymn pochwalny napiszę, bo już z szelek korzystamy jakieś 2 tygodnie a ja nadal nie mogę wyjść z podziwu ;)

wtorek, 19 sierpnia 2008

początek

z zamiarem pisania nosiłam się od dawna, jednak fakt ukończenia przez Haniutka pierwszego roku życia będzie chyba dobrym momentem do rozpoczecia prowadzenia notatek. i tak za późno się za to zabrałam - tyle rzeczy się wydarzyło w naszym wspólnym życiu we troje". mam tylko nadzieję, że nie zniechęcę się, bo jakoś tak z silną wolą u mnie różnie ;)