sobota, 24 lipca 2010

z cyklu: pogawędki z Zarazkiem :)

Hania kładzie się wieczorem do łóżeczka.
- Mamo, pociekaj - prosi.
Bierze swoją torebkę, wyciąga z niej lusterko, przegląda się przez chwilę z różnych stron po czym stwierdza:
- Śićna jeśtem [śliczna jestem]


Oj skromnością nasze dziecko nie grzeszy :D

sobota, 17 lipca 2010

z cyklu: pogawędki z Zarazkiem :)

PRAWIE JAK BLONDYNKA ;p

Wracamy z Hanią z plaży. Kilkadziesiąt metrów od przystanku Hania zauważa wjeżdżającego na parking samochodem dziadka
- Dziaaadziaaa!!!
- woła

Bez reakcji niestety, dziadek nie słyszy.

Po chwili dziadek wysiada z samochodu
- Teraz Haniu, wołaj głośno może dziadek usłyszy - proponuję
- Gooooośnooooo!!! [głośno!] - woła Hania ile sił w płucach :)

*************************************************************************************

Hania namiętnie zbiera kamyki - dla mnie :) Inna sprawa, że każe mi je wkładać do torebki i nosić wszędzie ze sobą, a niektóre bywają rozmiarów dłoni ;)

- Mamo, pamiciek, posie [kamyczek, proszę] - mówi Hania podając mi któryś kamyczek z kolei
- Dziękuję kochanie, jaki piękny - odpowiadam
- Piękny pamiciek dla pięknej mamy - odpowiada Hania

Wymiękłam :)

***********************************************************************************

- Mama, pojiciś? [pożyczysz?] - pyta Zarazek sięgając z półki mój dezodorant.

Już się zaczyna :)

***********************************************************************************

OPOWIEŚĆ O CYCUSIACH :)

- Hania ma małe cici. Babta ma duje. I mama ma duuuuje. Hania ujośnie i teś będzie miała duuuuje cici, jak mama - opowiada Hania :)

***********************************************************************************

TROSKLIWIE

Idziemy na spacer. Hania wzięła ze sobą hulajnogę. Jechała dzielnie dość długo, w pewnym momencie zobaczyłam, że jest już troszkę zmęczona

- Haniu, ponieść Twoją hulajnogę żebyś odpoczęła? - proponuję
- Nieee....Abo tak, mamo. Dekuję. Ale tiko tośkę. Mama dujo nie moje nosić bo mieśka didia mamy buchu - odpowiada Hania z troską w głosie :)

***********************************************************************************

Hania w ostatnim czasie uwielbia kasować bilety w autobusie. Uważnie też obserwuje innych pasażerów i komentuje ich zachowanie (głównie w zakresie kasowania biletów właśnie ;) )
Któregoś razu jedziemy autobusem i Hania opowiada:
- O, pam bijet kasiował. I pani kasiowała. O, dwa pamy kasiowały bijety.... - opowiada z każdym przystankiem. W pewnym momencie:

- Mamo! - woła na cały głos - ten pam bijetu nie kasiował! - krzyczy oburzona pokazując paluszkiem, żeby nie było wątpliwości o kogo chodzi - Ten pam z dują tojbą! - teraz już wszyscy pasażerowie wiedzieli, kto jest gapowiczem, pan miał rzeczywiście duży plecak na plecach :)

Dla wyjaśnienia - ów pan nie był gapowiczem, po prostu był już w wieku, kiedy jeździ się bez biletu :)


Oj, wesoło mamy z tą naszą gadułką :)


Kursywa

sama w pokoju - noc pierwsza

Do wczoraj Hania spała sama w łóżeczku, jednak my spaliśmy na wersalce w jej pokoju. Najwyższy czas jednak wprowadzić zmiany w tym zakresie i pozostawić Haniutkowy pokój do dyspozycji Haniutka. Później zacznie się przedszkole, urodzi się Haniutkowy brat lub siostra więc jest to ostatni moment na wprowadzenie tej zmiany.
No, zobaczymy jak będzie :)

środa, 7 lipca 2010

dziś wpis filmowy...

... zdjęcia bowiem nie oddadzą uroku i atmosfery dzisiejszego muzyczno - tanecznego wieczoru


Na początek udało nam się trafić na występy zespołów ludowych. Hania jak to Hania - ledwo muzykę usłyszała, nóżki od razu zaczęły rwać się do tańca :) I nawet partner się znalazł ;) I radości nie było końca :)






Po występach młodzieży ruszyłyśmy do domu - pora byla (jak na nas) dość późna. Aż tu nagle...
- Mamo, sisiś? Coś ga. Muzyke sisie [mamo, słyszysz? Coś gra. Muzykę słyszę]


Więc odwrót - i z powrotem na muszlę zobaczyć, cóż tam takiego Hania usłyszała.
A tam warsztaty salsy - więc Hania do dzieła! I znowu w tany :)





Na koniec perełeczka - "zapraszamy wszystkie dzieci na animacje taneczne". Naszej tancerki nie mogło zabraknąć :) Radziła sobie prześwietnie, nawet nie sądziłam że z dzieciakami w tym wieku można (przy odrobinie dobrych chęci) poprowadzić takie fajne zajęcia!

A więc - tadammm!






Tylko tu był mały zgrzyt. Spośród dzieci wybierano "najlepsze" i nagradzano biletem na przedstawienie. I fajnie. Tyle tylko, że nie pomyślano o choćby lizaku czy cukierku dla reszty dzieci, które przecież też bardzo bardzo się starały. Była tylko ta jedna nagroda dla jednego dziecka. I przykro troszkę była patrzeć na płaczące maluchy które nie dostały nic.

Hania na szczęście nie płakała, ale przeżywała bardzo że "pam nie dał Hani bijetu, pomniał chiba. Juto pitamy pama ci ma bijet dla Hani" [pan nie dał Hani biletu, chyba zapomniał. Jutro spytamy pana czy ma bilet dla Hani]. Tłumaczyłam że najważniejsza była fajna zabawa i takie tam, jednak dla trzylatki trudne było to do zrozumienia.

No nic. Na przedstawienie i tak pójdziemy jeśli tylko dostaniemy bilety. Sam taniec sprawił Hani bardzo dużą frajdę. Takie "imprezy" mają się odbywać do końca lipca 2 razy w tygodniu, więc postaramy się bywać na nich. Oprócz tego codziennie na plaży mają być otwarte warsztaty salsy - też pójdziemy. A co :) Może i ja się czegoś nauczę ;P

Ehh, zdolna ta nasza dziewczynka :)

sobota, 3 lipca 2010

grillowa alternatywa dla plaży

Basen. Mój basień. Chlapała się w nim niemal 2,5 godz. ;)




Tato też miał przyjemność sprawdzić temperaturę basenowej wody :)


- Haniu, ale nie wylewaj proszę wody z basenu
- Mamo, to mój basień! - upomniało mnie dziecko. W sumie racja :)



Rodzinka grillowo :)




Nie mogło też zabraknąć przedstawienia - "Rzepkę" dzisiaj grali :) Niestety zgapiłam się i uwieczniłam tylko końcówkę występu :/





Hania spróbowała też "nowości". Niestety nie było to warzywo ani owoc tylko chipsy. Moje wyrzuty sumienia nieco zagłusza fakt, że zjadła tylko kilka i były bez tłuszczu i praktycznie nie słone.
Pierwszego spróbowała - skrzywiła się i stwierdziła że niedobre. Za chwilę podeszła po drugiego - też nie odpowiadał. Robiła jednak przy tym próbowaniu tak niesamowite miny że poprosiłam, żeby spróbowała jeszcze raz (z myślą że minki uwiecznię) - niestety, ku ogólnemu zdziwieniu minek nie było, a chipsy posmakowały. No i masz babo jak chciałaś ;)

królowa jest tylko jedna :)

I szła tak dziewczynka przez miasto wymachując różdżką i wypowiadając zaklęcia - a żar się z nieba lał. Proszę więc grzecznie:
- Haniu, załóż proszę kapelusz, jest bardzo gorąco na dworze
- Mamo, kójewny nie nosią kapejusia ani tapki, kójewny nosią kojonę [królewny nie noszą kapelusza ani czapki tylko koronę] - odpowiedziało dziecko zdegustowane faktem, że nie wiem takich podstawowych rzeczy... Hmm...
Rzeczywiście, pozwoliłam jej iść w koronie jeszcze przez chwilę, potem jednak zamieniłyśmy ją na kapelusz. Niestety, królowa nie była zadowolona ;)




Do obiadu oczywiście dziewczynka też musiała zasiąść w klejnoty ubrana


I spać poszła z koroną i różdżką. Całe szczęście tym razem dała sobie przetłumaczyć i trzymała koronę w rączce, nie na głowie.
W nocy jednak różdżka gdzieś się zapodziała, więc dziś mieliśmy pobudkę chwilę po 7.00 - królowa różdżki szukała
- Mamo, jutki mojej nie mam

przejażdżka kolejką

Przejażdżka po mieście "pociągiem" to marzenie Hani od baaardzo dawna. Postanowiliśmy to marzenie spełnić - radości nie było końca. Hania machała do przechodzących ludzi, zadawała oczywiście mnóstwo pytań, i chociaż pod koniec trasy lekko jej się dłużyło to kiedy tylko wysiedliśmy zaczęła dopytywać się, kiedy pojedziemy znowu.
Fajnie tak spełniać dziecka marzenia :)






lato w pełni

- Buuuu...Kojanko moje, buuuu....Ojej....Buuuu....Kojanko moje boji moćno, buuuuu....

Niestety - brak długich spodni lub przynajmniej rajstop staje się coraz bardziej dokuczliwy :/


w drodze do babci na imieniny




mamusi pomocnica

- Mamo, pogoge, posie... Ja siama, Hania siama koi machewkę! [pomogę, proszę, sama będę kroiła marchewkę]


Nie mogłam odmówić - przecież taki pomocnik to skarb :) A jak zupa smakowała - mniammm...


Męczące to krojenie...




Nasza mała kuchareczka :*

laurka dla dziadka

- Babcia, juś wiem. Jobimy jauke dla dziadka! - zarządził Zarazek.

Jak pomyślała, tak zrobiła. Z małą pomocą babci - ale naprawdę małą. Babcia wycinała, Hania wyklejała. Po skończonej pracy wytłumaczyla:
- To dziadzia Kaju na paciezie z piesekiem [dziadek Kaziu na spacerze z pieskiem]



No i rzeczywiście, dziadek jak żywy - ma oczy, nos i włosy. I piesek prześliczny :) Pozostała tylko jedna mała wątpliwość - dziadek nie ma pieska, i nigdy nie miał ;)
Dziadek, może już czas na małe zmiany...? Na przykład kupno pieska? ;)

a po plaży...

Zabawa nad wodą męczy :) Dlatego po plaży najpierw jest czas na drzemkę (najlepiej jest usnąc niepostrzeżenie już w autobusie, żeby nikt nie zdążył przerwać drzemki i żeby babcia miała co dźwigać do domu ;) )




A po przebudzeniu i nabraniu sił - na kąpiel :)


już czas?!

- Tata tu kupke ziobił? - pyta Córka pokazując zaskoczonemu tacie na...siusiaka :D


Kurczaki, już czas na uświadamianie???