piątek, 12 lutego 2010

przedszkole - dzień 6.

Dzień 6 wypadał we wtorek i zasadniczo nie należał do zbyt udanych. Musieliśmy wyjechać z samego rana, więc Hanię babcia odprowadzała do przedszkola. Hania pokazała swój wieszaczek z serduszkiem, rozebrała się, dała całusa po czym pobiegła do dzieci (tyle z opowiadania babci). Ok. 9.50 było. O 10.30 zadzwoniła do mnie pani z przedszkola, że Hania tak bardzo płacze, że aż się zanosi i siusiu w majteczki zrobiła. No bomba zważywszy na fakt, że byliśmy 100 km od domu a za 30 min. miałam zaplanowaną ważną rozmowę w sprawie pracy. Babcia była zmuszona pojechać znowu do Hani - pobyła z nią jakieś pół godzinki czy trochę dłużej, po czym delikatnie się wycofała. Później w rozmowie s panią dowiedziałam się, że babcia powinna zostać trochę z Hanią kiedy ją przyprowadziła - tego nie przewidziałam jakoś, a babcia zawinęła się tak szybciutko że pani też nie zdążyła powiedzieć jej tego. Hania była w przedszkolu troszkę krócej niż zwykle, jednak potem już nie płakała.
Teraz już będę mądrzejsza - wyszło na to, że przeceniłam możliwości adaptacyjne dwuipółlatka ;)


Ale był też pozytywny aspekt tej sprawy. Babcia czaiła się w korytarzyku nasłuchując, czy może do domu już iść czy Hania może dalej płacze. Okazało się, że Hania bardzo chętnie bierze udział w zajęciach :)
Pani mówi do dzieci: nauczymy się dziś piosenki o zimie.
- Taaa! - słychać radosny okrzyk Hani. I nikogo więcej :)

Pani śpiewa raz, drugi... Za trzecim razem słychać towarzyszący jej głosik. Kto śpiewał? Hania, oczywiście :) Tylko Hania :) Nasz dzielny przedszkolaczek :)

1 komentarz:

Magda pisze...

Dzielna Hania - tak czy inaczej!