sobota, 30 stycznia 2010

przedszkole - dzień 2.

Noc była ciężka. Hania budziła się i szła "dadada" [do przedszkola] ok. 4.00, 5.00 i 6.00. Ehh... ;)

Zgodnie z umową poszłyśmy na 10.00 z zamiarem zostawienia Hani na 2 godz. Po rozmowie z panią zdecydowałam, że jednak zostanie do 13.15 - "bo dzieci będą miały obiad, przed obiadem przygotowanie stolików, mycie rączek i takie tam, więc jeśli pani się zgodzi to może Hania zje obiadek z dziećmi".
No dobrze, możemy spróbować. Chociaż na jej jedzenie zbytnio bym nie liczyła ale możemy spróbować.

Dziś Hania minę miała nietęgą. Była nowa pani której Hania nie znała, były inne koleżanki - też nieznajome. Hania weszła na salę i próbowała się bawić, jednak szukała mnie wzrokiem. Kiedy tłumaczyłam jej, że w razie siusiu ma poprosić "ciocię" odpowiadała, że nie bo ona mamę zawoła. No tak...

Po chwili wszedł jednak na salę "wczorajszy" kolega, przyszła też pani która była wczoraj - i już minka wesoła, i rozmowa inna. O siusiu "cioci" nie powie ale tylko dlatego, że sama sobie poradzi :) Moja dzielna dziewczynka :)

"Haniu, mamusia teraz pójdzie i wrócę po ciebie po obiadku" - stwierdziłam, że już pora na dyskretne oddalenie się :)

"Ta, mama. Papa mama, papa łiku, papa mniama" [pa mama, pieprzyk na brodzie i cycusie - zawsze Hania żegna się z tymi trzema składowymi mamy :)]

I znów umowa, że gdyby coś bardzo nie tędy to pani będzie dzwonić.

Nie zadzwoniła. Kiedy przyszliśmy Hania jadła obiadek z dziećmi, do domu iść nie chciała. Kiedy tylko chciałam ją zabierać z sali stwierdzała, że jeszcze nie teraz bo ona je - i wracała do pustego talerza :)

Wieczorem zaczęła piosenkę śpiewać - nie wiem, czy już tak podłapała jakąś piosenkę której uczono dzieci czy jak? Muszę zapytać, czy dzieci uczą się piosenek...

Ciekawa jestem, jak po weekendzie będzie. Mam nadzieję, że w porządku - bo decyzja o tym, że Hania będzie przedszkolaczkiem, już zapadła :)

Tylko bardziej lgnie do mnie, często mocno się przytula, sprawdza gdzie jestem. Zaczęła też przychodzić do naszego łóżka w nocy. No ale to przecież ogromna zmiana dla tak małego dziecka więc może tak być jeszcze troszkę.

A, i kiedy wspominam że "coś tam" w poniedziałek jak pójdzie do przedszkola - nie zaprzecza i nie kłóci się, że nie pójdzie. Zobaczymy w poniedziałek :)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

no brawo, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem:) a 3 skladowe części mamy -uśmiałam się do łez;)
kaja26

kala pisze...

no powaliła mnie ;)
a z drugiej strony to wrześniowy przedszkolak ;)
a z trzeciej to zazdroszczę takiego miejsca bo u nas nic i głusza i cisza w temacie i okolicy.

Susełek pisze...

Ale jestescie dzielne! bo wiadomo przesszkolak to ogromny przelom dla Hani ale Twoje "dyskretne oddalenie sie" tez musialo byc odwazne. Bo to taka chyba druga pepowina prawda? brawo Wam zatem!

Anonimowy pisze...

Podobno kryzys przychodzi po tygodniu, więc wstrzymam się z przyjmowaniem pochwał ;P

Kaja - pieprzyk jest najważniejszy, znak rozpoznawczy - w nocy szczególnie, oczu dobrze nie otwiera tylko szuka paluszkami :)

kala - no właśnie dlatego tak bardzo się cieszę że i u nas ktoś wreszcie na taki ciekawy pomysł wpadł bo do tej pory też głucho w tym temacie było :/

susełek - sama się dziwię jak dałam radę się tak oddalić, po urodzeniu Hani okazało się, że tak właściwie to ja taka matka-kwoka jestem; to przedszkole to chyba większe wyzwanie jednak dla mnie niż dla Hanki :)


Gosia z Haniutkiem