niedziela, 16 lutego 2014

Gadają, no...


Hania rzecz jasna przestała już mówić w śmieszny sposób, jednak czasem jej postrzeganie świata i dziecięca logika mocno mnie zadziwia :)


Oglądamy książkę "Gotowanie z Kubusiem Puchatkiem", zainteresował mnie przepis na ciasto z owocami (przy każdym przepisie - ilustracja). Hania zagląda mi przez ramię:
- Mamo, ale to jest fasola...
- Nie Haniu, to brzoskwinie, tylko ktoś narysował je w taki sposób, że faktycznie wyglądają jak fasola
- A, to wiem - bo to jest pisana brzoskwinia, nie drukowana!

Fakt - jakiś czas wcześniej tłumaczyłam Hani różnice między literkami drukowanymi a pisanymi :)
***

Uczymy się czytać. Powolutku ;) Hania próbuje składać literki, jednak czasem chce udawać, że czyta lepiej niż w rzeczywistości, zgaduje więc brzmienie wyrazu po przeczytaniu 2-3 liter.
Czytamy o zoo:
- Z-E-B-R-A ... zeeeb-r-a... - próbuje
- No więc jaki to wyraz? Spróbuj przeczytać płynnie
- Zeee....ZENEK! - wykrzyknęła bardzo z siebie zadowolona :D
***

Rozmawiamy sobie w drodze do przedszkola:
- A ja nigdy nie widziałam...małp
- Widziałaś tylko może nie pamiętasz. Jak jeszcze nie było Wojtka to byłyśmy u cioci w Poznaniu, byłyśmy wtedy w zoo i widziałaś małpy
- Ale za to nigdy nie widziałam mamutów - odpowiada z żalem
- Haniu, ale mamutów nikt nie widział, one wyginęły miliony lat temu, to bardzo bardzo dawno
- Nie prawda, Eskimosi widzieli dinozaury
- Nie Haniu, Eskimosi też nie widzieli dinozaurów - tłumaczę Ci, że one wyginęły bardzo dawno
- Ale Eskimosi widzieli - zaczyna się złościć
- A dlaczego tak uważasz?
- Bo widziałam w "Epoce Lodowcowej" - odpowiada Hania z triumfem w głosie :)
***

- Mama, a jak ja się urodziłam?
- Ty? Musiał pomóc pan doktor - musiał zrobić mamie operację i wyciągnąć Cię przez brzuch mamy.
- A Ty, mama? Jak babcia Ciebie rodziła?
- Tak samo - też musiał pan doktor zrobic operację babci.

Hania myśli chwilę i stwierdza:
- No to ja pewnie też tak swoje dzieci urodzę - bo my tak rodzinnie, wszystkie dziewczyny tak będziemy rodzić dzieci

Nie wykluczone :)




Wojtek długo nie mówił. To znaczy mówił ale w sposób, który rozumiałam tylko ja i trochę tata. No i Hania oczywiście ;) Jednak kiedy już rozkręcił się z mówieniem - zaczął mówić poprawnie, ładnie składając zdania, mówi powoli ważąc i dobierając każde słowo. I oczywiście, przekręca wyrazy (nogów na przykład) jednak nie ma potrzeby zakładania słowniczka, jak to było w przypadku Hani.
Wojtek mówi nieustannie :) Opowiada, śpiewa, mówi wierszyki - czasem ten brak ciszy bywa męczący ;) Kiedyś zapytałam, czy nie boli go buzia od mówienia - ze stoickim spokojem odpowiedział, że nie, i niczym nie zrażony kontynuował monolog :)


 Szykujemy się do spania. Wojtek idzie powoli przyświecając sobie latarką.
- Wojtek, a co ty robisz? Czas do spania...
- Mama cicho, jetem śledziem!
- ?!? Kim jesteś??
- Śledziem. Śledzę tlopy [śledzę tropy] - odpowiada Wojtek :)
***

Wieczorami jest podział - jedno z nas idzie czytać Hani, drugie - Wojtkowi. Kolejnego wieczora jest zamiana. Wojtek najchętniej spędzałby wieczory w moim towarzystwie i często kombinuje, co by tu zrobić żeby jednak ominąć kolejkę taty :) Pewnego razu mówi do taty:
- Kocham Ciebie tatusiu bo jeteś uśmiechnięty, ale chcem pać z mamą.
***

 Wojtek wlazł do mnie do łazienki i rozrabia - wypraszam go więc, na co usłyszałam odpowiedź:
- Mama, nie mów mi tak bo to moja ubikacja i ja tu ządzę!
***

- Mama, a cy mama jest duza?
- Tak, jestem duża.
- A mama sięga do ściany? (wskazując na sufit)
- Nie, nie dosięgam.
- No to nacy mama jest mała, na-nana-na-na!

W sumie... ;)
***

Oglądamy zdjęcia, na jdenym z nich Wojtek pije mleko z piersi.
- Mama, a to kto? - pyta ciekawie
- To? To Ty, pijesz mleczko.
- Ale z głowy?!?

Ekhmmm.... ;)
***

Byliśmy w CH, na korytarzach automaty "z kulkami" do losowania i różnego rodzaju samochody i karuzele. Hania wybrała kulkę, Wojtek - przejażdżkę autem. Coś tam skomentowałam do Hani, że kolejną bzdurkę do domu zniesie. Wojtek po zakończeniu jazdy:
- Mama, telaz ja też kcem bdulke [też chcę bzdurkę]
***

Oglądając drożdżówkę:
- Mama, to taki lukiel jak lobiliśmy w domku do ciastecek świętych! (zamiast: świątecznych ;) ) [to taki lukier jak robiliśmy do ciasteczek]
***

W szpitalu pielęgniarka podaje Wojtkowi niezbyt smaczny syrop - Wojtek lekko ociąga się z przełknięciem, kropla kapnęła na jego bluzeczkę.
- Wojtuś, ale połykaj syrop bo kapie i pobrudzisz sobie tą śliczną bluzeczkę
Wojtuś przełknął szybciutko i lekko skrzywiony odpowiada:
- Psecies mama ma plalkę...
***

Wojtek daje mi okruszek drożdżówki zaznaczając:
- Widzis mama, podzieliłem się z Tobą - a Ty się ze mną podzielis telefonem jak zjem? (Wojtek lubi grać w gry na moim telefonie ale ja nie bardzo lubię mu telefon dawać :) )
***

Patrząc na reklamę w TV
- Tata, a zabiezes mnie na takiego habumbela? [hamburgera :) ]
***

Wojtek jeszcze trochę chory, krótko po powrocie ze szpitala. W szpitalu często wspominano, że ma mokry kaszel. Zakaszlał i komentuje:
- A ja mam mokly kaselek.
- Tak? A dlaczego mokry?
- Bo piłem wodę a woda jest mokla

No tak - takie proste :)
***

Rysując niebieską kredką zastanawia się:
- Ale dlacego ta zielona kledka lysuje na niebiesko...?

Kredka oczywiście była niebieska, łącznie z oprawką :)
***

Szuka pistoletu - zabawki:
- A gdzie jest mój scelac? [gdzie mój strzelacz]
***

Tata ubrany w koszulkę z dużym nadrukiem orła, Wojtuś je cukierka.
- Synku, podzielisz się ze mną?
-Ale psecies ozeły nie jedzą słodycy...
***

Ten sam dzień, tata bawi się z dziećmi:
- Aaaaaghhhrrrr!!! Jestem królem lwem!
- Tata, ale to jest ptak - przytomnie zauważa Wojtek wskazując na nadruk na koszulce taty :)
***

- Tata, a jak wygląda ozeł?
- Tak - odpowiada tata wskazując na koszulkę.
- Ale...taki namalowany???
***

Ciągle ten sam dzień. Wieczór właściwie. Wojtek wykąpany siedzi na łóżku zawinięty w ręcznik, tata go zaczepia, atakuje, próbuje łaskotać:
- Tata, ale ozeły nie jedzą gołych! - broni się Wojtuś :)
***

Oglądamy Olimpiadę. Wołam Wojtka:
- Wojtuś, chodź zobaczysz jak fajnie panowie na saneczkach zjeżdżają! - wołam
Wojtek biegnie mocno zainteresowany i zaskoczony:
- Ale to są Mikołaje??

No niestety, nie tym razem - chociaż mogłoby to byc ciekawe doświadczenie :)

Brak komentarzy: