piątek, 11 lutego 2011

wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej

Kiedyś - zanim urodził się Wojtek - Hania co piątek nocowała u babci i dziadka. Bardzo to lubiła i czekała z niecierpliwością dopytując się, kiedy już piątek będzie.
Po narodzinach Wojtka Hania zrobiła się bardzo rodzinna. Najlepiej kiedy jest Hania, Wojtek, mamusia i tatuś - wtedy można robić wszystko, wszędzie iść, wszędzie spać. Chociaż nawet w komplecie, najlepsze spanie jest we własnym domku i własnym łóżeczku.

Narodziła się więc nowatradycja od kilku tygodni: w piątek Hanię odbiera z przedszkola babcia, idą razem do domu, robią sobie co tam mają ochotę i wieczorem idziemy po nią i wracamy do naszego domu.
Dziś miało być nieco inaczej - Hania stwierdziła, że chce u babci i dziadka spać. Chce - proszę bardzo. Do jutra córeczko, będziemy rano - i po sprawie :)

21.20 - telefon z numeru babci i dziadka. Myślałam, że babcia chce zdać relację jak tam sobie radziły. Odbieram, a w słuchawce szloch
- Mamu-u-usiu, ja chcę do do-o-omku mojego, buuu... - Hania jednak zmieniła zdanie ;) A więc tatuś w samochód i po córeczkę pojechał

To by było na tyle w temacie nocowania u babci i dziadka. Było fajnie do momentu, w którym należało położyć się do łóżka.
Chyba jednak zostaniemy przy piątkowych popołudniach, bez opcji noclegu. Przynajmniej narazie :)

Swoją drogą - i tak tatuś miał luzik, musiał po dziecko jechać jakieś 2 km. Dziadek Kazik jechał odebrać mnie z kolonii (miałam koło 8 lat) na drugi koniec Polski, do Bielawy :) Też mi się stęskniło ;P
Chyba przywiązanie do rodziny i tęsknotę za domem mamy w genach. Babcia podobno była taka sama.

Eh... ;)

Brak komentarzy: