Byłyśmy z Zarazkiem na szczepieniu ostatnio. Szczerze powiedziawszy troszkę się denerwowałam, bo na ostatnim byłyśmy kiedy Hania miała rok i bez reszty zajmował ją fakt możliwości zabawy telefonem taty/mamy - to był nasz sposób na zajęcie Hanki, skuteczny niezmiernie. No ale teraz to co innego - szłam z dwulatką co to ma własne zdanie, potrafi wrzeszczeć w niebogłosy i straciła lekko zainteresowanie zdobyczami techniki ;) Jakby tego było mało Zarazkowy Tato był w pracy i nie mógł iść z nami.
Ponieważ jestem zdania, że dziecko powinno wiedzieć o wszystkim co jego dotyczy, od rana zaczęłam opowiadać Hani jak to pójdziemy do pana doktora, który Hanię zbada, posłucha serduszka, gardełko obejrzy i takie tam. Najpierw była zdecydowanie na NIE. Słuchanie serduszka jeszcze ewentualnie, ale gardło pokazywać? Mowy nie ma! Postanowiłam więc potrenować z Hanią otwieranie buzi - ja zaglądałam jej, ona mnie, i jakoś powoli przekonała się i do tej części badania.
Otwieranie buzi trenowała dziewczynka dzielnie od ok. 9.00 do 12.30, kiedy to do gabinetu weszłyśmy. Jeszcze po drodze pokazywała, jak to będzie gardełko pokazywać :)
Weszłyśmy. Lekarz przywitał się z Zarazkiem, powiedział kilka miłych słów - pierwsze lody przełamane ;) Potem zaczął słuchać serduszka - luzik, Hania zadowolona. Potem...Odwrócił się na pięcie i poszedł sobie - koniec badania, można szczepić.
- Mimi, aaaa (tu Hania otworzyła buzię) pam nie... - powiedziała Hania zawiedziona
- Tak, nie oglądał pan doktor gardełka - odpowiedziałam bez sensu troszkę ;)
- A mam obejrzeć gardełko? - wtrącił się do naszej rozmowy lekarz
- Właściwie...Od rana dziecko uczyło się, jak otwierać buźkę do badania - odpowiedziałam
Lekarz wziął latareczkę, poprosił Hanię o otwarcie buzi. Dzieciak zachwycony i przeszczęśłiwy buźkę rozdziawił dokładnie tak, jak to trenował od rana. Potem, w bonusie, pan doktor mógł jeszcze podziwiać wyszczerzone Zarazkowe ząbki :)
Po badaniu Hania dostała naklejkę dzielnego pacjenta. Bez zająknięcia wystawiła ramionko do ukłucia, podczas zastrzyku nawet się nie poruszyła, nie skrzywiła, nie zamarudziła. A na koniec podziękowała: Uję. Z 10 razy napewno. widocznie jej się podobało :D
Z gabinetu wyszła mówiąc: "Tadammmm!" i dumnie prezentując swoją naklejkę :)
Moja dzielna córeczka :*
2 komentarze:
Oj w kogo Hania się wrodziła, bo tata nie był taki odważny ??????????
No przecież że w mamusię ;P
Prześlij komentarz