niedziela, 11 października 2009

Hanna ranna ;)

Ranna w sensie że skaleczona, nie że pora dnia wczesna ;P
A rany Hanny były uuuu....ogromne :) Ogromna znaczy. Jedna. Na dłoni. Miała całe...2 mm chyba :D W oczach Zarazka urosła jednak do rozmiarów przeogromnych. Wymagała rzecz jasna zmiany opatrunków - gdzieś tak co 20 min, bo mniej więcej po takim czasie Hani nudził się już kolor plasterka, jaki wybrała wcześniej, i trzeba było nowy plasterek w innym kolorze naklejać. Oczywiście Hania nie mogła też rączką poruszać, ani dotykać niczego, ani nawet nosić chusteczki higienicznej,m o kierowaniu samochodem nie wspominając. Skaleczona rączka była zdecydowanie oszczędzana i spoczywała sobie obok Hani. I tak sobie myślę, że gdyby Zarazek wiedział, co to takiego jest temblak, to z pewnością udogodnienie to w zaistniałej sytuacji byłoby niezbędne. Całe szczęście Hania o temblaku zielonego pojęcia nie ma, rączka była oszczędzana przez pół dnia, a cudowne ozdrowienie nastąpiło niespodziewanie w autobusie w drodze do domu.
- Mimi, ała nie! (mamusiu, już nie boli!) - oświadczyła Hania, zdjęła plaster i zapomniała o całej sprawie :)



Jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia, jedne poruszone, drugie ciemne, ale sens zaistniałej sytuacji oddają ;)

Posted by Picasa

Brak komentarzy: