W piątek pojechaliśmy do babci i dziadka. W nocy z piątku na sobotę Wojtuś spał trochę niespokojnie. W sobotę kaszlał, nie chciał jeść i dużo spał - a to u naszych dzieci zły znak. W ciągu dnia dołączyła się gorączka więc zdecydowałam, że wracamy do domu. Na Nurofenie podróż minęła dość fajnie, jednak w nocy gorączka wróciła, do 40* - dodatkowo ciężko było ją obniżyć mimo podawania Nurofenu i Paracetamolu. W niedzielę rano wydawało się, że idzie ku dobremu, gorączki nie było a martwił tylko utrzymujący się kaszel i brak apetytu, ale przy infekcji przecież tak może być. Koło 18.00 wróciła wysoka gorączka, kaszel się nasilał i dołączyło się krwawienie z nosa - to już nie przelewki, pojechaliśmy więc do lekarza.
Do domu wróciliśmy po tygodniu - okazało się, że Wojtuś ma zapalenie płuc i musieliśmy zostać w szpitalu :(
Po przyjęciu w oddział - leki p/gorączkowe działają więc i humorek w miarę dopisuje :)
Zdrowieje - czas zacząć rozrabiać :)
- Mama, zlób mi zdęcie!
W ten oto sposób "gdzieś" umknęły moje imieniny, babci Dzień Babci w przedszkolu u Wojtka (Hania występowała, podobno przepięknie) oraz babci Lucynce i dziadkowi Kazikowi 40. rocznica ślubu. Dobrze, że jednak nie zaprosiliśmy gości na babci i dziadka jubileusz, to kompletnie skomplikowałoby sprawę :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz