Hania wprawdzie krówek nie ganiała, ale kibicowała bardzo dzielnie. Na całe szczęście nie ganiała, ponieważ tym sposobem uratowała Matkę przed koniecznością pomocy w przeganianiu krów - chyba bym umarła gdybym taką krowę zobaczyła co to biegnie w moim kierunku, albo byka nie daj Boże... :P Za to Babcia Lucynka - jak widać - bardzo poważnie podeszła do powierzonego jej zadania. Zaczęła od skompletowania odpowiedniego ubioru :) A kiedy przyszła na podwórko miała jeszcze gałązkę w dłoni, chyba się Babci krowy z gęsiami pomyliły :) A Dziadek Kazik stał sobie na drodze w czerwonych dresach i ruchem ręki wskazywał krowom kierunek, w którym mają iść (nie widziałam, z opowiadań wiem ;) ). No tak, nie ma to jak miastowych o pomoc w gospodarstwie poprosić :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz