Wczoraj w nocy (właściwie dziś, bo koło 2.00 było) zdałam sobie sprawę, że Hanki do przedszkola nam nie przyjmą. Poczytałam sobie kryteria do przyjęcia "w pierwszej kolejności" i wyszło mi, że się nie załapiemy. Chyba że się rozwiedziemy może, wtedy prawdopodobieństwo przyjęcia wzrośnie. Najpierw przyjmowane są (kolejność przypadkowa): dzieci samotnie wychowywane przez jednego rodzica, dzieci niepełnosprawne, dzieci rodziców niepełnosprawnych, dzieci rodziców korzystających z opieki społecznej, dzieci kontynuujące naukę w tym przedszkolu, dzieci przysposobione lub z rodzin zastępczych, i nie wiem czy dobrze kojarzę, ale jeśli rodzeństwo już uczęszcza to kolejne też ma pierwszeństwo. No więc statystycznie rzecz ujmując - szanse mamy bardzo minimalne, szczególnie w dobie pseudo-rozwodów i znajomości. I jakoś ciężko mi się z tym pogodzić, nie dość, że żyję sobie uczciwie w zalegalizowanym związku to jeszcze od państwa po tyłku dostaję. Tym bardziej, że znaczna większość samotnych matek ma stałego partnera tak jak ja. Zawsze wiedziałam, że źle mnie wychowano. Że na uczciwości daleko nie zajadę.
Dupa blada. Tyle powiem.
3 komentarze:
Polska rzeczywistosc :( moja orędzej do przedszkola pójdzie niz doczeka sie na miejsce w żłobku :(
To może jednak ma sens zapisywanie dziecka do żłobka/przedszkola na etapie zygoty? :/
no u nas to jest normą :/ kolezanka zapisała swoje dziecko jak tylko dowiedziała się, że jest w ciąży a miejsce znalazło się jak mały skonczył roczek :/
Prześlij komentarz